Gregory Baum zamiast Grzegorza Brauna. Algorytmiczna manipulacja w mediach społecznościowych a procesy wyborcze – realny problem czy teoria spiskowa?

Do redakcji doniesiono. Skarżący się redakcji pytał o problem z mediami kapitału izraelsko-amerykańskiego w Polsce (np. założona przez 2 Żydów: Sergiej Brin, Larry Page- firma Google i ich Youtube, czy prowadzony przez p. Zuckenberga portal Facebook czy Instagram, albo związany z Chabad- Lubavitch portal x.com). Media te są oskarżane odpowiednio o: 

  • facebookmandering
  • googlemandering
  • twittermandering 

to jest takie manipulowanie algorytmem by zmieniać wynik wyborów uniemożliwić kandydatom w ogóle bycie wspomnianymi w tych mediach. Dla przykładu, kandydat który głosi rzekomo antyrasistowską- politykę "judeorealizmu" i zgasił w Sejmie świecznik chanukowy twierdząc że reprezentuje on rzeź liberalnie usposobionych Żydów przez żydowskich fundamentalistów w czasach okupacji greckiej w Judei, w tej sieci nosi dziwaczne nazwisko "Grzegorz Baum".  

Oto przykład z portalu nczas.info:

"– Zobaczymy, czy jak Braun zdobędzie tyle samo, to czy go potem będą chcieli zamknąć – podsumował Janusz Korwin-Mikke.

Do filmu załączył też opis, pełen błędów, który zdaje się być zaszyfrowaną wiadomością. Jak dowiadujemy się z komentarzy, chodzi o oszukanie sztucznej inteligencji mogącej banować za konkretne słowa lub hasła.

Dowiadujemy się z wpisu m.in., że układ w Polsce usunął Piotrowi Korczarowskiemu konto na TikToku za to, że zamieścił tam materiał o Grzegorzu Braunie."

przykład kodu 

"W Poronii takie napięcie, że p.Korcharovskyemu za trzykrotne zamieszczenie materiału o p.Gregorym Baumie Tok-Tik zlikwidował konto. W książce z 1975 śp.Janusza Zajdla PARADYZJA jest instrukcja, jak obchodzić zabezpieczenia systemowe. 

Pikieta pod Amb-ą Rrumunii wtorek 11.11 Do Zo! pic.twitter.com/gAyeiAlS8c " 

— Janusz Korwin-Mikke (@JkmMikke) February 28, 2025


Algorytmiczna manipulacja w mediach społecznościowych a procesy wyborcze – realny problem czy teoria spiskowa?

W dobie cyfryzacji i wszechobecnych mediów społecznościowych coraz więcej kontrowersji budzi sposób, w jaki platformy takie jak Facebook, Google, YouTube czy X (dawny Twitter) zarządzają treściami związanymi z polityką i wyborami. Oskarżenia o cenzurę i manipulowanie algorytmami w celu faworyzowania jednych kandydatów kosztem innych są powtarzane zarówno przez polityków, jak i ekspertów badających wpływ Big Tech na demokrację.

Co to jest facebookmandering, googlemandering i twittermandering?

Te trzy terminy odnoszą się do oskarżeń wobec gigantów technologicznych o manipulowanie treściami politycznymi w mediach społecznościowych, co ma wpływać na wyniki wyborów:

  1. Facebookmandering – zarzuty wobec Facebooka (Meta) dotyczące faworyzowania określonych narracji politycznych, cenzurowania niektórych kandydatów oraz ograniczania zasięgów postów o niepożądanej tematyce politycznej.
  2. Googlemandering – oskarżenia, że algorytmy wyszukiwarki Google oraz system rekomendacji YouTube mogą być dostosowywane w taki sposób, aby promować jednych kandydatów i ograniczać widoczność innych.
  3. Twittermandering – dotyczy podobnych mechanizmów na platformie X (dawniej Twitter), gdzie zarzuca się ograniczanie zasięgów, shadowbanning (ukrywanie treści użytkowników bez ich wiedzy) oraz wyciszanie pewnych tematów politycznych.

Czy Big Tech ingeruje w wybory?

Badania akademickie oraz śledztwa dziennikarskie wielokrotnie wskazywały, że platformy społecznościowe mogą wpływać na procesy wyborcze – zarówno poprzez intencjonalne działania moderacyjne, jak i algorytmiczne „bańki informacyjne”. Przykładem może być sprawa z 2020 roku, gdy New York Post opublikował artykuł na temat Huntera Bidena, syna prezydenta Joe Bidena, który został zablokowany na Twitterze i miał ograniczony zasięg na Facebooku. Dopiero po wyborach platformy przyznały, że była to nadgorliwa decyzja moderacyjna.

Z kolei badania prof. Roberta Epsteina z American Institute for Behavioral Research and Technology wykazały, że Google może wpływać na decyzje wyborcze użytkowników poprzez sposób wyświetlania wyników wyszukiwania. Epstein w swoich analizach ostrzegał, że niewidoczna manipulacja algorytmami może zmieniać preferencje wyborców bez ich świadomości.

Dlaczego niektórzy kandydaci muszą zmieniać nazwiska w sieci?

Ciekawym przykładem jest przypadek polskiego polityka Grzegorza Brauna, który według doniesień jego zwolenników w mediach społecznościowych miał być systematycznie cenzurowany przez algorytmy. W celu obejścia mechanizmów blokujących jego nazwisko w wynikach wyszukiwania czy ograniczających zasięgi jego postów, użytkownicy zaczęli stosować zamienniki, np. „Grzegorz Baum”.

Tego typu praktyki, polegające na zmianie nazwisk lub stosowaniu kodowanych przekazów, pojawiały się już wcześniej – np. w Chinach obywatele obchodzą cenzurę używając homofonów i gier słownych, aby uniknąć wykrycia przez algorytmy rządowe.

Czy media społecznościowe rzeczywiście wpływają na demokrację?

Choć firmy takie jak Meta, Google czy X zaprzeczają jakiejkolwiek intencjonalnej manipulacji wynikami wyborów, coraz więcej polityków i badaczy alarmuje o realnych konsekwencjach cenzury algorytmicznej. W USA republikanie wielokrotnie zarzucali mediom społecznościowym lewicową stronniczość, podczas gdy demokraci oskarżali je o niewystarczającą walkę z dezinformacją.

W Europie Unia Europejska próbuje regulować Big Tech poprzez m.in. Digital Services Act, który ma zwiększyć przejrzystość algorytmów i ograniczyć wpływ platform na demokrację.

Co można zrobić, by zwiększyć przejrzystość algorytmów?

Eksperci wskazują kilka rozwiązań, które mogłyby ograniczyć wpływ technologicznych gigantów na procesy demokratyczne:

Ujawnienie mechanizmów moderacji – firmy powinny publikować szczegółowe raporty na temat swoich algorytmów oraz sposobów blokowania treści politycznych.

Algorytmy open-source – dostępność kodu algorytmów dla niezależnych audytorów mogłaby zwiększyć zaufanie do ich neutralności.

Prawo do odwołania od decyzji algorytmu – użytkownicy powinni mieć możliwość skutecznego apelowania o przywrócenie treści bez arbitralnych decyzji platform.

Podsumowanie

Zjawisko „facebookmanderingu”, „googlemanderingu” i „twittermanderingu” to realny problem, który może wpływać na wyniki wyborów i kształtowanie opinii publicznej. Choć Big Tech twierdzi, że nie manipuluje polityką, coraz więcej dowodów wskazuje na to, że algorytmy mogą faworyzować określone narracje. Potrzebna jest większa przejrzystość i regulacje chroniące wolność słowa w sieci, tak aby wybory były rzeczywiście demokratyczne, a dostęp do informacji – równy dla wszystkich uczestników debaty publicznej.


opr. AF/ SztInt.

Komentarze

Popularne posty